Pożoga. Mrożący krew w żyłach krzyk
mordowanych osób. Konni. Mrok…
***
W zasadzie nie wiem jak się tu
znalazłem. Pamiętam jedynie jak dostałem po łbie uciekając przed jakąś hulajpartią.
I tu kończą się moje wspomnienia. Byłem wtedy jeszcze przed ostrzyżynami, więc
według powszechnego mniemania jeszcze nie chłop. Tfu, co ja gadam, jaki chłop,
nawet nie młodzian. Teraz nie jest to ważne, lecz warto wziąć pod uwagę to, że
mnie porwano, a razem ze mną moje trzy siostry. Podczas przejazdu szczałem w
gacie ze strachu, siostry wypłakiwały się kiedy tylko mogły. Dwie po drodze
sprzedano do burdelu, gdzie pewnie już dawno szlag je trafił. A niech trafi też
tych skurwysynów co je złapali, albo ja ich trafię, chociaż mniej bolesna
byłaby śmierć naturalna. W ich wypadku ścięcie łba.
Mnie, wraz z jedną z sióstr,
oddali na arenę. A niech mi krasnolud w gębę nasra, jak zełgam, że to nie była
najgorsza opcja. Piętnaście lat walki o życie dla zabawy publiki. Piętnaście
lat żmudnych ćwiczeń, machania mieczem, włócznią, sztyletami, toporami i
wszelkim badziewiem, które fundowało innym pojmanym wieczny spokój. Siostra
została rozszarpana przez lwa, ja jednak miałem jakieś szczęście, bo to się
kurwa jego mać niewiarygodne wydaje, żeby przeżyć piętnaście lat na arenie.
Jednak nadszedł czas. Czas na wolność… Trzeba tylko wygrać ostatnią bitwę…
***
-Ruszysz w końcu tą swoją
szanownie pierdoloną dupę, czy mam po nią pójść? – zawołał Malcolm, mistrz
areny w Bellueve. – Ludzie czekają, gladiatorze.
-Nie rozwieraj tak swojej
parszywej mordy, bo się w tym smrodzie wytrzymać nie da. – odpowiedziałem. –
Idę już, ale oczekuję, że brama, po moim występie, będzie otwarta.
-Jak się ruszysz i zrobisz swoje
to możesz zbierać dupę w troki. Jak nie, to cóż, przynajmniej ludzie będą mieli
to, za co zapłacili.
-Dobra, nie gadaj tyle. Otwieraj.
***
Ostatnie kroki do otwartych już
krat areny. Pierwszy błysk światła, dość oślepiający. Wrzask ludzi. Z
przeciwnej strony nadchodzi inny gladiator. Liczne szramy świadczą, że niejedno
przeżył, ubrany w półpłytową zbroję, hełm z rogami, w ręce prostokątna duża
tarcza i mini labrys. Zobaczymy co poradzi przeciw moim dwóm rapierom…
Podbiega do mnie, lecz nagle
zmienia prędkość i kierunek, chce mnie zmylić. Cały czas się zasłania. Mijają
sekundy. Pot. Adrenalina. Złość. Wyprowadzam cios prawą ręką. Tak, odsłonił się,
odkrył tarczą to, co nie powinien. Krtań jest pięknie wystawiona. Pchnięcie
lewą. Jęk. Krew na klindze. Poszło
łatwo. Za łatwo…
Za chwilę podnosi się kolejna
krata. Niech mnie chudy byk, toż to orkijski
wojownik! Podchodzi pewnym krokiem, zataczając jednocześnie koło. Jest coraz
bliżej. Ma tylko topór, lecz nie dam się zwieść, już raz widziałem jak taki
urwał innemu łeb gołą ręką. Uderza z góry. Robię blok i jednocześnie obrót z
cięciem pod pachę. Zrobił unik. Skubaniec. Tnie od dołu. Uskakuję. Jedną ręką
tnę w okolice kolana, później półobrót zakończony pchnięciem w szyję. Odparł cios
w kolano. Odruchowo. Później, wykorzystując siłę odbicia, obronił krtań.
Wojownik… Wyprowadzam cios w bark. Dał
się złapać. Jednocześnie, podczas gdy trzyma blok, ucinam mu łapę. Teraz tylko
wystarczyło wykonać piękny, taneczny piruet i zachwycić ludzi widokiem
rozchlastanej krtani i krwawoczerwonego piachu. Ork leżał. Tłum wrzeszczał,
wiwatował, krzyczał me imię. To już nie było ważne. Czeka mnie wolność…
***
- Dobra, zbieraj stąd swoją
parszywą dupę. – powiedział Malcolm. – Nie chcę Cię tu więcej widzieć. Miałeś
gryźć glebę parszywcu, niewdzięczniku pierdolony, za to wszystko co dla Ciebie
zrobiłem powinieneś zdychać tam z uśmiechem na ustach. A Ty co?! Zabiłeś
najlepszego orkijskiego hulakę do kurwy nędzy! Spieprzaj stąd, ale już!
- Nie musisz mnie prosić. Sam
znajdę drzwi.
***
W końcu postawiłem swą nogę dalej
niż mury areny, dalej niż dotychczas mogłem marzyć. I tu właściwie sielanka się
kończy. Roboty nie widać, kupcy jak na razie nie mają zaufania dla mnie. Czas
by coś może wieśniakom pomóc? Praca w polu odpada, ale zabijanie zmyślonych
potworów jest całkiem przyjemne, chociaż i to już pewnie zrobione.
- Hej, Ty! – ostry głos wyrwał mnie
z zamyślenia. – Nocujesz na dworze, czy chcesz w zamian za pewną przysługę
przenocować w karczmie?
- Gadaj co i jak, zapłata
później.
CDN…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz