piątek, 9 marca 2012

Diablo 2 Opowieści część I

Mrok oblepił umysł młodego druida jak gorąca smoła, powodując niesamowity ból i otępienie. Jedynie to zapamiętał.
                                                                       ***
Wraz z jedną z nielicznych karawan przyciągnięto na noszach jakąś wątłą postać. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że mężczyzna nie był doświadczony, ale stwierdzono jedno: albo ma niezwykłe szczęście i wolę życia, albo to był po prostu cud. Cud, bo inaczej nie da się tego nazwać. Z resztą jak można inaczej nazwać dość głęboką ranę kłutą pod lewym obojczykiem i dodatkową, bladosiną, brzydką ranę ciętą, która sprawiła, że oko młodzieńca po prostu wypłynęło? Zastanawiało to wszystkie łotrzyce w obozowisku. Po co zapuszczał się na Kamienne Pola? Dlaczego zamiast ucieczki wybrał walkę? Nikt tego nie wiedział, nawet Akara, która była Najstarszą Łotrzycą i doskonale pamiętała wiele podobnych przypadków. Jedyne co rzucało się w oczy zaraz po spojrzeniu na rannego, był naszyjnik z pazurów niedźwiedzia, który był od dawien dawna marzeniem każdego łowcy. Trofea, dumnie prezentujące się na naszyjniku, pochodziły od wielkiego, bezlitosnego niedźwiedzia grizzly.
- Druid. - pomyślała Akara, zajęta bandażowaniem chorego – Zapewne jest to druid, ale żeby dowiedzieć się ostatecznie…
Popatrzyła przez wyjście z namiotu na mgłę ociężale wiszącą nad ziemią, sunącą się niczym senna Anakonda po upolowaniu ofiary. Dzień powoli zbliżał się ku zachodowi, lecz nie wyjaśniono kim jest młodzieniec, którego przyniesiono rano. W głowie Najstarszej kłębiły się myśli, od których nie potrafiła się odpędzić lub może nie  chciała. Ciągle miała przed oczami pewną myśl, która wirowała, świeciła i raziła tysiącem kolorów, lecz łotrzyca udawała, że jej nie widzi.
- Czas działać. - stwierdziła - Zobaczymy kim tak naprawdę jesteś.
                                                                       ***
- Umpfrrr. - zabełkotał młodzik – Gdzie jestem do cholery?
- Witaj w Obozowisku Łotrzyc. – Charsi uśmiechnęła się drwiąco – Czy mogłybyśmy poznać Twe imię, dzielny wojowniku?
Akara skarciła ją wzrokiem, wiedziała bowiem, że „wojownik” nie jest jeszcze dostatecznie silny, by wytrzymać zbyt wiele czasu i odpowiedzieć na wszystkie pytania. Myliła się. Nieznajomy wstał nagle, rozejrzał się dookoła i spostrzegł, że został ułożony na miękkiej kupce mchu obok drzewa i wiedział, że tylko to go uratowało. Jako druid mógł czerpać moc ze wszystkiego co pochodzi z ziemi, a najpotężniejsi druidzi potrafili ujarzmić jej moc i wykorzystywać do własnych celów. On jednak jako uczeń Mistrza Baribhala, nie umiał nawet wytworzyć porządnej kuli magmy. Lecz do perfekcji wręcz opanował stan hibernacji i czerpanie siły do życia z roślin i wszelkich żyjących zwierząt.
- Domyśliła się, przeczuwam, że ta starsza, bo młodsza miała więcej do czynienia z młotem niż z książkami, to jasne. - pomyślał – Ciekawe co się ze mną działo?
- Grizlee jestem. – odpowiedział, wcale nie siląc się na zabawę w udawanie grzecznego – Jak się tu dostałem? Jedyne co pamiętam to to, że…
Urwał. Zauważył dopiero teraz. Spostrzegł, że świat wygląda inaczej niż wcześniej, że… Nie widzi i nic więcej nie zobaczy na prawe oko. Usiadł. Nagle posmutniał, zrozumiał, że te małe demony miały przewagę i sam z nimi nie wygra, przynajmniej na razie. Zrozumiał, że musi poćwiczyć, zanim znowu wyjdzie poza bezpieczny obszar obozowiska,  choć i samo obozowisko nie wyglądało na jakieś specjalnie zabezpieczone, a raczej na chwilo wybrane miejsce obrony. Akara przerwała jego rozmyślania nagłym pytaniem.
- Jakim cudem zabłądziłeś aż tutaj? Człowieku, czy Ty wiesz gdzie trafiłeś? Jesteś w okolicy dawnego Klasztoru Łotrzyc, który strzegł pokoju na szlaku handlowym prowadzącym do Lut Gholein. Twoje rodzime strony są w Świętych Gajach Czterech Żywiołów, o tysiąc mil lotu ptaka na południowy zachód stąd. Nie wiem nawet jakim sposobem podszedłeś tak blisko naszego obozu?
- Też tego nie pamiętam. – odpowiedział oschle druid – Jedyne co nasuwa mi się teraz na myśl to chwila przed tym jak dostałem w głowę i o ile dobrze czuję, to ktoś musiał dźgnąć w okolicach lewego obojczyka? – dodał – Czy mógłbym przez kilka dni odpocząć u was?
- Przyjmujemy każdego. – powiedziała Akara – Ale pozwól, ze się spytam, jakim prawem zdołałeś tak szybko wyzdrowieć? Rozumiem, druidzi czerpią moc z natury, ale w tym stopniu?
- Jeszcze mało wiesz o druidach – powiedział z chytrym uśmiechem Grizlee i powoli, równym, choć jeszcze nieco chwiejnym krokiem, podszedł do kuźni, wybrał spisę i używając jej jak laski poszedł w odludną część obozu by chwilę odpocząć, a później poćwiczyć druidzkie styggi[1].


[1] Są to druidzkie klątwy przywołujące żywioły i zwierzęta.